Ok. Więc, zaczynam... Chcę wam tu zaprezentować trzy opowiadania - jednorazówki. Napisałam je dawno, dawno temu są to opowiadania ze świata Kryminalnych. Był to chyba pierwszy serial kryminalny jaki mnie wciągnął i prawdopodobnie gdyby nie on nie wkręciłabym się w Agentów NCIS i nie wróciła do oglądania Komisarza Rexa. Tak więc siłą rzeczy moje pierwsze opowiadania były związane właśnie z Kryminalnymi, jakoś się tak złożyło, że na początku grudnia natrafiłam na mój stary blog i tak jakoś zaczęłam go przeglądać. Wyłowiłam z niego te moje wypociny i chyba nawet nie są takie złe... A to pierwsze z nich, tak trochę na wesoło :D
Na komendzie straszy…
Pewnej ciemnej, pochmurnej nocy, gdy pewna dwójka podkomisarzy pełniła
nocną służbę coś się na Stołecznej stało… A co? To ja może zacznę od początku…
Więc pewnego, ładnego poranka w składziku pani Jadzi, swoją drogą droga pani
Jadzia jest naprawdę bardzo ciekawą osobą, otóż jest to starsza kobieta, co po
niej widać, choć nikt tak na prawdę nie wie ile może mieć lat, krążą pewne
spekulacje, ale to tylko domysły. Jednak, gdy raz zaczęła gonić podkomisarza
Brodeckiego z mopem to biedak miał biedę uciec… No dobrze, ale ja tu nie o pani
Jadzi miałam opowiadać, ale o jej składziku, w którym lubi przesiadywać młodsza
część komendy, co dla starszych jest dość dziwnym zjawiskiem. Więc pewnego
poranka, korzystając z nieobecności przełożonego, dwójka młodych podkomisarzy
udała się do składziku, zwanego przez nich „Zaciszem”, gdyż tam mogli oddać się
w spokoju uczuciu, które ich połączyło. Jednak pobyt tam nie trwał zbyt długo
gdyż pani Jadzia przyszła po mopa, aby wytrzeć podłogę no i przyłapała ich, gdy
się namiętnie całowali, co nie było by takie straszne gdyby akurat nie
przechodził tamtędy ich przełożony, czyli sam komisarz Adam Zawada we własnej
osobie, który to nieco się zdenerwował na zakochanych, nie bynajmniej z powodu
całowania się w składziku na mopy, ale dlatego że żadne z nich nie oznajmiło mu
o tym, jakże ważnym fakcie, a mianowicie że W KOŃCU są razem!! Więc aby dać im
nauczkę zgłosił ich, na ochotnika, na nocną zmianę…
Tak też w końcu można przejść do sedna sprawy. Młodym policjantom ni
jak nie udało się wykręcić z tego zadania, więc siłą rzeczy musieli ślęczeć na
komendzie całą noc, a to wcale nie jest przyjemne. Zazwyczaj światło na
komendzie było zapalone, lecz nie tej nocy, z powodu burzy szalejącej nad
Warszawą, prądu nie było praktycznie w całym mieście. Podkomisarze uzbrojeni w
latarki nawet całkiem dobrze się bawili (bez skojarzeń proszę!) do czasu, gdy pani
podkomisarz nie usłyszała czegoś dziwnego…
-Marek! Słyszałeś?
-Co?
-No coś, jakby ktoś trzasnął drzwiami.
-Nie, nic nie słyszałem – stwierdził Brodecki i wrócił do rzucania
cieni na ścianę – O popatrz króliczek…
-Marek! Nie rób z siebie większego idioty niż jesteś! Rusz się!
-Ale Baśka niby gdzie chcesz iść.
-No przecież musimy to sprawdzić, a sama na pewno nie pójdę.
-Ech… – Marek tylko westchnął i poszedł za ukochaną.
Znów coś trzasnęło i tym razem usłyszał to nawet Marek.
-O słyszałeś, to chyba z stamtąd – powiedziała trochę przestraszona
Storosz, wskazując na gabinet inspektora Grodzkiego.
-Może Grodzki zapomniał pójść do domu? – Marek próbował, dość
nieudolnie, ukryć swój strach.
Weszli w końcu do gabinetu, powoli i ostrożnie jakby obawiali się, że
gdy otworzą drzwi komenda wybuchnie… Okazało się, że inspektor zapomniał po
prostu zamknąć okna. Gdy to zauważyli Marek podszedł do okna i zamknął je.
-No i widzisz, to tylko niedomknięte okno!
-Przepraszam – odpowiedziała Basia głosikiem małej dziewczynki, która
coś przeskrobała.
-Dobra to możemy już wracać do kanciapy? – Zapytał znużony
podkomisarz.
-No chyba… – Basia nie dokończyła, bo coś głośno trzasnęło – Co to
było?
-Nie wiem, ale lepiej będzie to sprawdzić.
Wyszli z gabinetu inspektora i udali się za dźwiękiem. Doszli aż do
prosektorium… Stanęli razem w drzwiach i popatrzeli na siebie, po dłuższej
ciszy pierwszy odezwał się Marek:
-Wchodzimy?
-Eee ja chyba no… – Basia zaczęła się bać i nie umiała złożyć nawet
logicznie brzmiącej odpowiedzi.
-Może lepiej będzie, jeśli sprawdzimy to kiedy indziej, jak na
przykład będzie światło… albo jutro Szczepana przyślemy i to sprawdzi…
-Taa wiesz to nawet dobry pomysł… – Jak postanowili tak też zrobili,
nie weszli dalej, wrócili do kanciapy, a jako że byli nieco zmęczeni, szybko
zasnęli wtuleni w siebie…
Tak też zastał ich Adam, gdy przyszedł rano do pracy, wyglądali razem
tak uroczo, że komisarz nie miał serca ich budzić. Niestety pani prokurator nie
była tak wspaniałomyślna jak Zawada i wkroczyła do kanciapy krzycząc „Macie
sprawę” i rzucając akta na biurko Storosz, czym obudziła śpiącą dwójkę
podkomisarzy…
Po południu, gdy Basia jak i Marek zregenerowali siły (patrz: duża
ilość kawy) niespodziewanie do kanciapy przyszedł patolog i nie było by w tym
nic dziwnego gdyby nie przyniósł ze sobą skrzyni po telewizorze.
-Nie chcecie może kota? – Zapytał.
-Kota? – Zapytała równocześnie cała trójka.
-A no kota. Ta kotka – tu Kondzio (patrz p. patolog) wskazał na szarą kotkę
– musiała się wczoraj wślizgnąć jakoś na komendę no i wybrała sobie
prosektorium na powicie potomstwa.
-Nie ma, co ma zwierzak gust – zażartował Adam.
-Czyli to muszą być nasze duszki – stwierdził, po chwili
zastanowienia, Marek.
-Jakie duszki? – Zaczął dopytywać się Zawada.
-Żadne Markowi się tylko tak powiedziało. Prawda? – Odpowiedziała
szybko Basia, spoglądając na Marka takim wzrokiem, że ten wolał już nic nie mówić.
-Ech dzieciaki, dzieciaki, co ja z wami mam…