środa, 4 marca 2015

Dziwny Sen

Hey ludzie!
Miałam ostatnio dziwny sen. Zazwyczaj nie przywiązuję dużej uwagi do marzeń sennych, ale to akurat mnie samą zaciekawiło.

Otóż byłam w jakimś podziemnym labiryncie, szłam po omacku nie wiedząc jak się tam znalazłam i dokąd idę. W pewnym momencie z sufitu spełzł wielki pająk, zatrzymał się na dziwnej płytce na ścianie po mojej prawej, a po chwili obok tej płytki pojawiła się szczelina z której wysunął się wielki, długi jęzor i pochwycił tego pająka. Przestraszyłam się i automatycznie przyległam do przeciwległej ściany. Szłam dalej uważnie obserwując ściany, gdzieniegdzie widziałam różne płytki z jakimiś dziwnymi symbolami, czasami na płytkach były wyryte jakieś zwierzęta. Po jakimś czasie spotkałam na drodze jakąś staruszkę, miała białe potargane włosy, była ubrana w stare łachmany, no po prostu wyglądała jak klasyczna czarownica, Baba Jaga, czy inne straszydło. Odwróciła się do mnie, uśmiechnęła pokazując krzywe, żółte zęby i zapytała przymilnie – Co cię tu sprowadza słoneczko? – O dziwo wcale się nie bałam i odpowiedziałam od niechcenia – W sumie nie wiem, chyba się zgubiłam – Chciałam już iść dalej, ale starucha znów mnie zaczepiła pytając – A może chciałabyś jakąś część zamienną? – Wskazała na duże beczki, które po brzegi były wypełnione poodrywanymi, ludzkimi kończynami. Teraz dopiero naprawdę się przeraziłam – Niewiele osób dociera tak daleko jak ty, te bestie nie mają litości – powiedziała spokojnie starucha, takim tonem jakby mówiła o pogodzie – Ja chyba muszę już iść – Wybąknęłam i szybko odwróciłam się na pięcie i odeszłam szybkim krokiem – To weź ze sobą cień! – Krzyknęła jeszcze za mną starucha, a potem do moich uszu dobiegł jej przeraźliwy śmiech. Doszłam do jakiejś dużej sali, na środku był duży drewniany stół, a na jej drugim końcu zobaczyłam duże drzwi, były zamknięte na kłódkę. Na ścianach po mojej prawej jak i lewej znów zobaczyłam te dziwne płytki, na obu z nich była wyryta głowa psa, ta po prawej na zielonym tle wyglądała spokojnie, ta po lewej na czerwonym tle wyglądała jak dzika bestia. Nie wiem co mną kierowało, ale podeszłam do czerwonej płytki i ją dotknęłam. Fragment ściany się odsunął i z wnęki wyskoczył na mnie wielki husky, który zaczął mnie o dziwo lizać po twarzy, kiedy próbowałam go z siebie ściągnąć zobaczyłam na jego obroży klucz.

I wtedy mój sen się skończył melodyjką z Piratów z Karaibów, która jest moim budzikiem :D

Ja jestem naprawdę dziwna i miewam naprawdę dziwaczne sny, chyba czas zasięgnąć opinii specjalisty, ktoś zna dobrego psychologa ;)

czwartek, 1 stycznia 2015

Takie coś...

Ok. Więc, zaczynam... Chcę wam tu zaprezentować trzy opowiadania - jednorazówki. Napisałam je dawno, dawno temu są to opowiadania ze świata Kryminalnych. Był to chyba pierwszy serial kryminalny jaki mnie wciągnął i prawdopodobnie gdyby nie on nie wkręciłabym się w Agentów NCIS i nie wróciła do oglądania Komisarza Rexa. Tak więc siłą rzeczy moje pierwsze opowiadania były związane właśnie z Kryminalnymi, jakoś się tak złożyło, że na początku grudnia natrafiłam na mój stary blog i tak jakoś zaczęłam go przeglądać. Wyłowiłam z niego te moje wypociny i chyba nawet nie są takie złe... A to pierwsze z nich, tak trochę na wesoło :D

Na komendzie straszy…

Pewnej ciemnej, pochmurnej nocy, gdy pewna dwójka podkomisarzy pełniła nocną służbę coś się na Stołecznej stało… A co? To ja może zacznę od początku… Więc pewnego, ładnego poranka w składziku pani Jadzi, swoją drogą droga pani Jadzia jest naprawdę bardzo ciekawą osobą, otóż jest to starsza kobieta, co po niej widać, choć nikt tak na prawdę nie wie ile może mieć lat, krążą pewne spekulacje, ale to tylko domysły. Jednak, gdy raz zaczęła gonić podkomisarza Brodeckiego z mopem to biedak miał biedę uciec… No dobrze, ale ja tu nie o pani Jadzi miałam opowiadać, ale o jej składziku, w którym lubi przesiadywać młodsza część komendy, co dla starszych jest dość dziwnym zjawiskiem. Więc pewnego poranka, korzystając z nieobecności przełożonego, dwójka młodych podkomisarzy udała się do składziku, zwanego przez nich „Zaciszem”, gdyż tam mogli oddać się w spokoju uczuciu, które ich połączyło. Jednak pobyt tam nie trwał zbyt długo gdyż pani Jadzia przyszła po mopa, aby wytrzeć podłogę no i przyłapała ich, gdy się namiętnie całowali, co nie było by takie straszne gdyby akurat nie przechodził tamtędy ich przełożony, czyli sam komisarz Adam Zawada we własnej osobie, który to nieco się zdenerwował na zakochanych, nie bynajmniej z powodu całowania się w składziku na mopy, ale dlatego że żadne z nich nie oznajmiło mu o tym, jakże ważnym fakcie, a mianowicie że W KOŃCU są razem!! Więc aby dać im nauczkę zgłosił ich, na ochotnika, na nocną zmianę…

Tak też w końcu można przejść do sedna sprawy. Młodym policjantom ni jak nie udało się wykręcić z tego zadania, więc siłą rzeczy musieli ślęczeć na komendzie całą noc, a to wcale nie jest przyjemne. Zazwyczaj światło na komendzie było zapalone, lecz nie tej nocy, z powodu burzy szalejącej nad Warszawą, prądu nie było praktycznie w całym mieście. Podkomisarze uzbrojeni w latarki nawet całkiem dobrze się bawili (bez skojarzeń proszę!) do czasu, gdy pani podkomisarz nie usłyszała czegoś dziwnego…

-Marek! Słyszałeś?

-Co?

-No coś, jakby ktoś trzasnął drzwiami.

-Nie, nic nie słyszałem – stwierdził Brodecki i wrócił do rzucania cieni na ścianę – O popatrz króliczek…

-Marek! Nie rób z siebie większego idioty niż jesteś! Rusz się!

-Ale Baśka niby gdzie chcesz iść.

-No przecież musimy to sprawdzić, a sama na pewno nie pójdę.

-Ech… – Marek tylko westchnął i poszedł za ukochaną.

Znów coś trzasnęło i tym razem usłyszał to nawet Marek.

-O słyszałeś, to chyba z stamtąd – powiedziała trochę przestraszona Storosz, wskazując na gabinet inspektora Grodzkiego.

-Może Grodzki zapomniał pójść do domu? – Marek próbował, dość nieudolnie, ukryć swój strach.

Weszli w końcu do gabinetu, powoli i ostrożnie jakby obawiali się, że gdy otworzą drzwi komenda wybuchnie… Okazało się, że inspektor zapomniał po prostu zamknąć okna. Gdy to zauważyli Marek podszedł do okna i zamknął je.

-No i widzisz, to tylko niedomknięte okno!

-Przepraszam – odpowiedziała Basia głosikiem małej dziewczynki, która coś przeskrobała.

-Dobra to możemy już wracać do kanciapy? – Zapytał znużony podkomisarz.

-No chyba… – Basia nie dokończyła, bo coś głośno trzasnęło – Co to było?

-Nie wiem, ale lepiej będzie to sprawdzić.

Wyszli z gabinetu inspektora i udali się za dźwiękiem. Doszli aż do prosektorium… Stanęli razem w drzwiach i popatrzeli na siebie, po dłuższej ciszy pierwszy odezwał się Marek:

-Wchodzimy?

-Eee ja chyba no… – Basia zaczęła się bać i nie umiała złożyć nawet logicznie brzmiącej odpowiedzi.

-Może lepiej będzie, jeśli sprawdzimy to kiedy indziej, jak na przykład będzie światło… albo jutro Szczepana przyślemy i to sprawdzi…

-Taa wiesz to nawet dobry pomysł… – Jak postanowili tak też zrobili, nie weszli dalej, wrócili do kanciapy, a jako że byli nieco zmęczeni, szybko zasnęli wtuleni w siebie…

Tak też zastał ich Adam, gdy przyszedł rano do pracy, wyglądali razem tak uroczo, że komisarz nie miał serca ich budzić. Niestety pani prokurator nie była tak wspaniałomyślna jak Zawada i wkroczyła do kanciapy krzycząc „Macie sprawę” i rzucając akta na biurko Storosz, czym obudziła śpiącą dwójkę podkomisarzy…

Po południu, gdy Basia jak i Marek zregenerowali siły (patrz: duża ilość kawy) niespodziewanie do kanciapy przyszedł patolog i nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie przyniósł ze sobą skrzyni po telewizorze.

-Nie chcecie może kota? – Zapytał.

-Kota? – Zapytała równocześnie cała trójka.

-A no kota. Ta kotka – tu Kondzio (patrz p. patolog) wskazał na szarą kotkę – musiała się wczoraj wślizgnąć jakoś na komendę no i wybrała sobie prosektorium na powicie potomstwa.

-Nie ma, co ma zwierzak gust – zażartował Adam.

-Czyli to muszą być nasze duszki – stwierdził, po chwili zastanowienia, Marek.

-Jakie duszki? – Zaczął dopytywać się Zawada.

-Żadne Markowi się tylko tak powiedziało. Prawda? – Odpowiedziała szybko Basia, spoglądając na Marka takim wzrokiem, że ten wolał już nic nie mówić.


-Ech dzieciaki, dzieciaki, co ja z wami mam…

wtorek, 30 grudnia 2014

Hej

Hej, witam was.

Znów zmieniam koncepcie tego bloga. Niestety porwałam się na coś, czego nie zdołałam zrealizować do końca, chyba jednak zostanę przy pisaniu fanfików i odpuszczę sobie opowiadania autorskie. Dlatego też zmieniam Słowika w Mój Zeszyt, będę tu publikowała moje fanfiki niezwiązane z Aniołkami i Zwierzakowem.

Pozdrawiam ^^Sfora^^

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 1: Propozycja




OK w końcu ujęłam to w jakąś logiczną i spójną całość, a przynajmniej mam taką nadzieję... Co do skąpego prologu, były to moje dwa sny, nie chciałam ich rozbudowywać bo wtedy mogłabym zmienić ich kontekst, a tego bardzo nie chciałam...

Autor tego czegoś
Siedziała przywiązana do krzesła, mogła ruszać jedynie głową. Pomieszczenie, w którym się znajdowała było spowite mrokiem. Nie mogła się ruszyć, ani nic nie widziała, była uwięziona nie wiadomo gdzie i przez kogo. Nic też nie pamiętała, nie ma pojęcia jak tu się znalazła. Nagle zapaliły się lampy pod sufitem, zmrużyła oczy bo ich blask ją oślepił. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do światła w końcu mogła się rozejrzeć. Znajdowała się w pokoju przesłuchań rodem z filmów lub seriali o gliniarzach z lat 70-tych. Przed nią stał metalowy stół, za którym stało krzesło na którym zapewne zasiądzie przesłuchujący. Jej wzrok powędrował wyżej, na przeciwległej ścianie, tak jak się tego spodziewała, zobaczyła lustro weneckie; ciekawe czy ktoś się jej teraz przygląda. Utkwiła na chwilę wzrok w swoim odbiciu. Wyglądała okropnie – włosy miała potargane, na czole już powoli zaczął pojawiać się spory guz. Sukienka – niegdyś kremowa kreacja niczym u gwiazdy Hollywood teraz była cała brudna, plamy z błota i trawy z pewnością się nie spiorą; nie żeby ją to obchodziło i tak po wykonaniu zadania wyrzuciła by ją. Na stole przed nią leżała cała jej broń. Pistolet z strzałkami z trucizną, który miała przypięty do uda, specjalna obrączka z jadem kobry, a nawet nóż który schowała w dekolcie. Cóż musiała przyznać, że ten kto ją schwytał był dobry, bardzo dobry w tym co robi. Jeszcze raz rozejrzała się po pokoju. Ściany pomalowane na kolor przypominający świeżego pawia i seledynowy sufit; może jej oprawca znał się na łapaniu nieuchwytnych, ale na pewno dekoratorem wnętrz miesiąca by nie został.

Próbowała się skupić. Nie wiedziała gdzie jest, nie miała też pojęcia kto ją schwytał i nie pamiętała co się stało. Miała w głowie mętlik! Pierwszy raz odkąd skończyła 13 lat tak się czuła; straciła kontrolę nad własnym losem, jest zdana na łaskę obcego człowieka, którego nawet jeszcze nie widziała. Tak być nie może; zaczęła się szamotać, ale więzy za nic nie chciały się rozluźnić.

- To nic nie da – W drzwiach stał mężczyzna. Azjata ubrany w dobrze skrojony czarny garnitur. Tak była zajęta własnym położeniem, że nawet nie zauważyła gdy się pojawił. I znów była na siebie zła; straciła czujność, nie usłyszała otwierających się drzwi.

- Sam przywiązywałem cię do tego krzesła – kontynuował spokojnie mężczyzna. Usiadł na krześle, na stole położył kartonową teczkę z pewnością miał tam jakieś dokumenty.

- Kim jesteś? Czego chcesz? – zażądała wyjaśnień.

- Spokojnie. Wszystkiego dowiesz się w odpowiednim czasie – Azjata uśmiechnął się lekko. Był przystojny; a może to jej słabość do chłopców z dalekiego wschodu przez nią przemawiała.

- Więc co? Będziemy tu tak siedzieć do rana?

- Właściwie już świta.

-Chcesz mi powiedzieć, że byłam nieprzytomna całą noc.

- Tak, specyfik który ci wstrzyknął nasz agent, działa dość długo.

- Wasz agent? – zaciekawiło ją to. Agent. Robi się coraz bardziej dziwnie. I kim są ci oni? Nie lubiła niewiedzy; matka zawsze jej powtarzała, że informacja to potęga. Zawsze stosowała się do jej rad, chociaż tak bardzo się różniły. Nie została dziennikarką śledczą w podrzędnym brukowcu. Nie taka praca jej nie odpowiadała, nie lubi mieć szefów. Teraz właśnie poczuła okropny brak wiedzy, nie posiadała żadnych informacji o tym z kim się teraz mierzy.

- Hmm jesteś bardzo dociekliwa – znów ten uśmieszek; zaczynał ją poważnie irytować – Oj Avalon mówiłem, że wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.

- Skąd… - serce zabiło jej szybciej, to ją zupełnie zaskoczyło. Nikt od dawna jej tak nie nazywał; skąd ten człowiek znał jej prawdziwe imię?! Nie było jej jednak dane dokończyć pytania, gdyż Azjata podniósł dłoń, w sugestywnym geście, aby zamilkła.

- Znam twoje imię? Oh Avalon, wiemy o tobie wiele ciekawych rzeczy – powiedział spokojnie. Od początku rozmowy jego głos nie zmienił ani na chwile tonu; cały czas był spokojny, opanowany. To on grał tu pierwsze skrzypce – Avalon Walsh; urodzona 2 listopada 1983 roku w Los Angeles; sierota od 13 roku życia; żyła na ulicy – zaczął czytać; jakby recytował jakąś regułkę – pseudonim: Nightingale; profesja: płatny zabójca – z każdym jego słowem robiło jej się coraz bardziej niedobrze. Jak oni zdobyli te informacje?

- To tylko suche fakty, nic tak naprawdę o mnie nie wiecie – nie była pewna kogo bardziej chciała przekonać, jego czy siebie.

- Preferowana broń: Kusza – ciągnął dalej – Kusza? – zdziwił się lekko – Nie lepiej zwykły pistolet?

Wzruszyła ramionami, w końcu to on zadał pytanie, jednak nie wiedzą wszystkiego.

- Każdy ma swoje odchyły – odpowiedziała powoli – To mój znak rozpoznawczy. Myślałam, że wiecie wszystko – tym razem to ona się lekko uśmiechnęła.

- Znamy, jak to ujęłaś, suche fakty – odpowiedział Azjata – Ja chcę cię poznać.

- Po co? – zadrwiła lekko.

- Wydajesz się interesującą osobą, Avalon – powiedział lekko przeciągając jej imię. Położył łokcie na stole, a głowę oparł na otwartych dłoniach; i znów posłał jej ten uśmieszek. Gdyby tylko mogła się ruszyć od razu starłaby go mu z twarzy.

- Hmm… możliwe; nie uważam się za ciekawą osobę – Ona ciekawą osobą? Taa jasne i co jeszcze. Z jej popapranym dzieciństwem rzeczywiście może być ciekawym obiektem; ale raczej dla zastępu psychologów i psychiatrów, a nie zgrai tajnych agentów nie wiadomo czego – Właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiałam.

- Dla mnie jesteś ciekawa. Dlatego właśnie się tu znajdujesz – nadal nie zmienił pozy i cały czas się uśmiechał; było w nim coś tajemniczego i pociągającego.

To absurd! Nie mógł jej się podobać gość, który ją przesłuchuje! A jednak im dłużej rozmawiali tym bardziej czuła jak jej się to podoba. Cała ta sytuacja, no może oprócz tego, że jest związana, zaczynała ją bawić; jakkolwiek irracjonalnie to brzmi czuła się coraz bardziej swobodnie w obecności Azjaty. A może o to właśnie im chodziło; uśpić jej czujność, zmanipulować ją – taka gra umysłów. Poczeka, bo co innego może zrobić. Zobaczy jak cała ta sytuacja się rozwinie.

- Ale wracając do twojego pytania – z zamyślenia wyrwał ją głos Azjaty.

- Którego pytania? – zmarszczyła brwi w zamyśleniu.

- Pierwszego jakie zadałaś gdy tu wszedłem – odparł krótko mężczyzna.

- Więc... kim jesteś? – powtórzyła swoje pytanie; teraz już pewniej.

- Pamiętasz które było pierwsze? – zadrwił lekko.

- I znów coś czego o mnie nie wiesz – odpowiedziała nieco rozbawiona – Mam bardzo dobrą pamięć.

- Ach tak słyszałem – stwierdził – Pamięć fotograficzna.

- Więc... Kim jesteś? – powtórzyła pytanie.

- Ach ale jesteś niecierpliwa, będziemy musieli nad tym popracować – skarcił ją jak małe dziecko – Dobrze, skoro chcesz wiedzieć. Jestem agentem tajnej organizacji, nazywają mnie Mizuno. To na razie powinno ci wystarczyć.

- Powiedzmy, że na razie wystarczy – stwierdziła, że i tak więcej się niczego o nim nie dowie; więc po co drążyć temat – Jednak nadal nie wiem czego ode mnie chcesz?

- Chcę ci złożyć pewną propozycję.

- Propozycję? Jaką? – zaintrygował ją; najpierw porywa ją, przetrzymuje nie wiadomo gdzie, a teraz chce złożyć jej propozycję… Cholera gość ma tupet, nie ma co.

- Bez obaw to nic niestosownego – zaśmiał się; po raz pierwszy tak właściwie usłyszała jego śmiech – lekki, dźwięczny, jak u postaci z anime – składam ci propozycję pracy, Avalon.

- Pracy? – to ją zszokowało do reszty.

Zanim jednak zdążyła coś więcej powiedzieć Mizuno wstał i wziął teczkę do ręki, wyciągnął z niej jedną kartkę A4 i położył wprost przed nią na stole – Wystarczy jeden podpis – powiedziawszy to obok kartki położył czarny długopis. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął nóż, obszedł stół i stanął tuż za nią; widziała teraz ich odbicia w lustrze weneckim. Czyżby chciał jej grozić nożem jeśli się nie zgodzi podpisać. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu mężczyzna jednym sprawnym ruchem przeciął jej więzy; skierował się do wyjścia i zanim jeszcze zamknął drzwi odwrócił się do niej

- Tylko przeczytaj obie strony dokładnie Avalon, nie chcemy żadnych nieporozumień – skinął na nią głową i wyszedł zamykając za sobą drzwi; po chwili usłyszała przekręcany zamek.

Poruszyła się ostrożnie; nie miała pojęcia jak długo była związana, jednak z pewnością dość długo aby teraz wszystko ją bolało. Spojrzała na kartkę – była zapisana z obu stron drobnym drukiem; na odwrocie w prawym dolnym rogu było miejsce na jej podpis. Zerknęła w lewy dolny róg, widniał tam czyjś podpis na tle logo, które pierwszy raz w życiu widziała. Niejednokrotnie obracała się w kręgach szpiegów i agentów; FBI, CIA, NSA, NCIS, MI5, MI6 i wiele, wiele innych. Pamiętała logo każdej z tych agencji. To widniejące na dokumencie nie przypominało żadnego z nich. I nagle coś jej zaświtało; A jeśli to agencja wrogo nastawiona do jej kraju? Jeśli będzie musiała zrobić coś wbrew sobie? Owszem jest płatnym mordercą, ale nigdy nie zdradziłaby własnego kraju. Co jej zrobią jeśli tego nie podpisze? Wzięła w końcu dokument w dłonie i zaczęła czytać…



W tym samym czasie w pokoju za lustrem weneckim:

Do środka wszedł Mizuno rozejrzał się powoli po pomieszczeniu, jego wzrok padł na postać stojącą przy samej szybie.

- Skończyłem – zakomunikował i podszedł do tajemniczego mężczyzny – Teraz czekamy na jej ruch – powiedział. Teraz i on przyglądał się kobiecie w drugim pokoju.

- Myślisz, że podpisze? – zapytał nagle mężczyzna., wzrok nadal miał utkwiony w kobiecie.

- Mam nadzieję Hiro, bo ma wielki potencjał – stwierdził Mizuno nie odwracając wzroku od szyby – Oby to nie był nasz największy błąd w życiu – Dodał jeszcze po chwili zastanowienia; a Hiro tylko westchnął.

środa, 24 lipca 2013

Początek legendy



 Oto co narodziło się w mojej głowie... Nie mam pojęcia jak to dalej będzie wyglądać, wszelkie sugestie mile widziane


Bezkresna pustynia, w dali widać postać na koniu, pędzi do przodu, jakby od tego zależało jego życie. W miarę jak jeździec zbliża się można dostrzec, że jest ubrany w charakterystyczny beduiński strój, jednak jest on cały czarny. Twarz również ma zasłoniętą, widać tylko jego oczy - niesamowite intensywnie fioletowe oczy, w których teraz można odczytać strach, a może nawet przerażenie. Przez ramię ma przewieszony kołczan, teraz pusty z pewnością jeszcze jakiś czas temu był pełen strzał. W prawej ręce trzyma łuk. 
Jego koń natomiast jest śnieżnobiały. Jakże to dziwny kontrast, jeździec ubrany w czerń, ciemniejszą od nieba w bezksiężycową noc, na koniu, którego biel wręcz oślepia. Mężczyzna obraca się niespokojnie w siodle, dostrzega majaczący w oddali kształt za sobą, natychmiast pogania swego rumaka do dalszego galopu i już po chwili jeździec i jego koń znikają za horyzontem bezkresnego piasku pustyni…


Otwarła gwałtownie oczy. Czy to wspomnienie? Czy może tylko jej wyobraźnia? Jest Słowikiem nie może pozwolić sobie na to aby podświadomość przejęła kontrolę nad świadomością, nie może sobie pozwolić na utratę czujności!

Jest Słowikiem. Ale co to tak właściwie oznacza?

Skryta w mroku nocy, balansuje na granicy życia i śmierci. Nikt nie wie skąd przybyła, ani dokąd zmierza, ona po prostu jest, pojawia się znikąd, robi swoje, a potem znika. Niezwykła, zwinna jak kot, przebiegła jak lis, zawsze ubrana w czerń. Twarz ma zawsze zasłoniętą, jedynie oczy jej widać - są niezwykłej barwy, błękit przechodzący w fiolet. Tyle tylko o niej wiadomo, a nazywają ją Nightingale.



Postaram się co jakiś czas coś wrzucać o ile ktoś się tym zainteresuje...